Lampo'99
Druga połowa wakacji roku pańskiego 1999, jak zwykle dla członków KKTJ, była radosnym czasem spędzonym na karze. Kar to skrót od nazwy Nebelsbergkar, sporej dolinki zawieszonej nad doliną Saalachu w masywie Leoganger Steinberge. Wzmocnieni ekipą Speleoklubu Warszawskiego, pojawiliśmy się w Austrii w końcowych dniach lipca.
Po pierwszych transportach w deszczu, pogoda zrobiła się łaskawa i mogliśmy przystąpić, do powierzonych nam przez kierownika zadań. Na początek udaliśmy się do PL-ki, gdzie po wykonaniu retransportów z byłego przodka, ruszyliśmy na rozpoznanie końcówki galerii na -400. Jednym z dwóch problemów które mieliśmy sprawdzić, była końcówka tego ciągu do którego z góry wpadał wodospad.
Po pokonaniu wody weszliśmy w wysoki meander którego dnem płynie potoczek. Idąc dnem doszliśmy do rozgałęzienia, po kilku metrach znaleźliśmy się w sali do której ze sporej wysokości wpadał strumyczek. Drugi odboczek po kilku kaskadkach wypluł nas w podobnym problemie. Widocznie dochodzą tutaj z góry jakieś jaskińki. Postanowiliśmy wspiąć się tuż nad pierwszym wodospadem. Po kilkunastu metrach posuwania się w górę i niewielkim trawersie, weszliśmy do sali z kolejnym wodospadem. Gdyby poruszać się takim tempem w górę za chwilę byli byśmy na powierzchni. Trzeba było kuknąć w drugi problem.
Kilku metrowy prożek doprowadził nas do starej galerii, istny hangar, wodospad który słyszeliśmy wcześniej wpada wprost ze stropu i dalej drążąc dwu metrowej miąższości błoto, które stanowi spąg hangaru, przez uroczy kanion znika w ciasnocie. Woda w prawo a my w lewo, wchodzimy w bardzo spękany korytarz. Kończy się on zawaliskiem, na szczęście mały odboczek doprowadza nad pochylnię, silny przewiew dobrze wróży, za pochylnią długa szczelina niestety coraz ciaśniejsza w końcu się rozmywa. Gdzieś po drodze zgubiliśmy przewiew, trzeba tu wrócić za rok. W PL-ce wykonujemy masowy retransport biwaku i okolic, oraz wyciągamy część poręczówek które wiszą już zdecydowanie za długo.
Równolegle do działań w PL-ce, ruszył szturm na mityczne CL-3. Jaskinia odkryta w 97-ym przez Pigmeja który był tu na wycieczce, w rok później do jaskini wszedł tylko jeden zawodnik, niestety zanim pokazał komuś otwór musiał wyjechać. Pod koniec wyprawy udało się wreszcie znaleźć otwór niestety czasu na eksplorację już zabrakło. Tak więc wreszcie znając wejście, śmiało ruszyliśmy aby połączyć ją z Lampo.
Na początek pochylnia ze śniegiem, potem krótki meanderek z małym prożkiem i wreszcie krawędź czegoś większego. Ładna studzienka z lodospadem na jej dnie malutki przełaźik, parę metrów pionu i znów ciasnotka. Bardzo nieprzyjemna w czasie przyborów zbiera się wodę na całego. Potem mała studzienka doprowadza nad niewielki pionik. Tu kończą się lody, a więc korka nie będzie, koniec lodu to dla nas początek wody. Mokrą 60-kę poręczowaliśmy trzy razy zanim względnie (!) uciekliśmy od wody. Dno okazało się końcówką dużej pochylni, która zaraz obrywała się studnią w którą kamienie waliły aż miło. Znowu trzeba było kombinować, udało się przetrawersować i znaleźć niewielkie okienko którym zjechaliśmy dalej od krawędzi. Koniec zjazdu wypadł na półce, ciekawe miejsce, przed nami dalsza część studni z kamieniami, po prawej puszczają galerie a po lewej równoległe studnie.
Ślepe studnie jak sama nazwa wskazuje są ślepe. Galerie puszczają ale za to w przeciwnym kierunku. Na szczęście pojawił się ciąg powietrza za którym jak po sznurku walimy dalej, klasyczny trawersik nad studnią, nitowy nad następną, i kiedy wydaje się że to już koniec malutki przełaźik i stajemy nad krawędzią ładnej lufy. Pozostaje tylko zjechać, 70m miłych wrażeń, z dna dla odmiany 20m zdecydowanie nie miłych przeżyć, wąski meanderek z rozpaczliwą ilością grzybków oraz licznych wystających badziewi które zaczepiają się o wszystko. Wymachując młotkiem na wszystkie strony przewalczamy ciasnotkę, za nią salka i kolejna studnia. Kierownik każe szukać galerii na północ, a więc nie na dno, po 30m zjazdu okienko, za nim kolejne metry poziomych przestrzeni, niestety znowu nie w tym kierunku. Czas dobiega końca jest po co wracać.
Wiedzeni nadzieją na poprawienie rekordu eksplorujemy także Kinderschacht, małą jaskinkę tuż nad PL-ką, niestety na żadnym z czterech den nie udaje się wejść do Lampo. Dużym wynalazkiem okazał się nasz nowy obóz wysunięty, warunki spartańskie a siedziała tam większa część składu wyprawy, zapotrzebowanie na przygodę jest jednak duże.
Swoją drogą pogoda w drugiej części była beznadziejna, lało deszczem mgła jak przysłowiowe mleko, ludziska gubili się w bazie gdzie stały trzy namioty oddalone od siebie o parę metrów. Ekipa z kierownikiem na czele, po wyjściu z CL-3, oddalonej od obozu o dziesięć minut drogi, oznaczonej kopczykami, została zmuszona przez przyrodę do kiblowania pod NRC-tami do świtu.
Kolacje pod parasolem w gradzie nie były dla nas zaskoczeniem. Jednak bliskość otworów ma swoje wielkie plusy, po akcji nie tupta się dwie godziny do jeziorek gdzie mamy naszą bazę główną. Co prawda w namiotach nie można gotować, ale za to można spać. Z ciekawostek to odwiedziliśmy stary problem z 81 roku, jaskinia Lodowa gdzie spodziewamy się najwyższego otworu Lampo, puściła jakieś sześć metrów ale zamknęła się ciasną szczeliną. Może jak będzie mniej lodu to puści więcej.
Wyprawa działała w składzie:
- Andrzej Ciszewski - kierownik,
- Marcin Czart,
- Wojciech Czesak,
- Czesław Dąbrowski,
- Jan Kućmierz,
- Paweł Nakoneczny,
- Henryk Nowacki,
- Jakub Nowak,
- Krzysztof Nowak,
- Wojciech Pietraszko,
- Anna Przeniosło,
- Wojciech Sieprawski,
- Marcin Sikora,
- Rafał Suski,
- Stanisław Wasyluk,
- Wiesław Wilk,
- Ewa Wójcik (wszyscy KKTJ),
- Agnieszka Gajewska,
- Marcin Gala,
- Jakub Panek,
- Wawrzyniec Zakrzewski,
- Agnieszka Żelechowska (wszyscy SW),
- Krzysztof Piksa (AKG),
- Jerzy Zygmunt (SCC)
- Tomasz Dąbrowski.
Wszystkie fotografie w artykule i galerii Jakub Nowak
1119
- More links
- Gallery
- Contact
- Komentarze