Hagen 2019
Wiosna latem
To moja szósta wyprawa w Hagengebirge… szósta letnia… i jednocześnie pierwsza wiosenna, ale po kolei.
Po pracy, 19-ego lipca zabieram się z Karolem i Konradem P., którzy wystartowali wcześniej z Łodzi (chociaż reprezentują Sopocki KTJ ;) ). Pół nocy w samochodzie i pół nocy na parkingu nad niemieckim Berchtesgaden. Na miejscu są już sopocianie i warszawiacy. Od razu rano możemy podchodzić do bazy. Jako, że jest to pierwszy turnus, nasze bagaże do połowy podejścia podwozi znajomy Niemiec. Nie ma na co czekać, bo jak zwykle prognoza zapowiada popołudniowe opady, a tu trzeba jeszcze rozłożyć całą bazę.
Już na podejściu z coraz większym podziwem przyglądam się niebywałemu bogactwu kwiatów – jakby była wiosna… Zagłębiając się w masyw okazuje się, że znane płaty śniegu są znacznie większe niż zwykle, a większa część połaci dopiero niedawno się spod śniegu uwolniła. Stąd flora dopiero zaczyna kwitnąć. Idąc dalej okazuje się, że lawinowy depozyt sięga jeziora Seleinsee, a źródło powyżej niego jest zupełnie zasypane i wody nie nabierzemy. Po przekroczeniu granicy z Austrią i wejściu na nasze plateau okazuje się, że śniegu jest jeszcze więcej, a po żłobkach krasowych płyną rwące strumienie. Jako, że nasza baza znajduje się w zagłębieniu, to miejsce pod bazówkę jest metr pod śniegiem, a „moje” plato pod namiot przykrywa 15 cm lodu… przynajmniej nie będzie problemu z wodą. Szczęśliwie prognoza się nie sprawdziła i jakoś udaje nam się rozlokować po namiotach.
Po ogarnięciu bazy, w poniedziałek wchodzimy z Karolem i Tomkiem R. na biwak nad Wiktorą. Wiemy co nas czeka, zbieramy się ociągliwie, ale w jaskini przemieszczamy się bez większych problemów i po sześciu godzinach zabieramy się za rozkładanie biwaku. Na miejscu okazuje się, że pod ziemią wody też jest więcej. W tym roku Meander Stropowy zostaje odpuszczony na rzecz eksploracji Studni Jednej Nocy. Ciąg ten jest po drodze do Stropowego i idea jest taka, że po zakończeniu eksploracji Jednej Nocy, liny stamtąd zostaną użyte w Stropowym – zobaczymy.
Tymczasem rano zbieramy się tamże, ale po drodze zatrzymuje nas znajomy prysznic w Meandrze Malina. W zeszłym roku założyliśmy z Karolem płachtę, która chroniła przechodnia przed wodą, ale chłopaki na drugim turnusie jej nie zdjęli i przez rok woda się z nią uporała – zostały strzępy. Sytuacja jest tym gorsza, że wody wali więcej niż przy przyborze w latach wcześniejszych. Postanawiam zaporęczować obejście prysznica pod stropem meandra, tuż przy „kranie”. Przejście trawersu wymaga odpowiedniej techniki, ale daje szansę na uniknięcie zmoczenia. Tak czy siak znowu tracimy w tym miejscu ponad godzinę, kilka punktów i linę… Studnie Jednej Nocy zaczynają się w połowie Splątanego Meandra, ale tu nas dopada pierwsze nieporozumienie. Eksploratorzy konsekwentnie używali liczby pojedynczej (Studnia Jednej Nocy), co sugerowało nam, że nie ma tego wiele. Natomiast na miejscu okazało się, że studni jest ze dwadzieścia (nie wiem, której dotyczy nazwa własna), a od połowy ciągu towarzyszy nam bardzo duża woda. Nazywam to Studniami z Wodospadami. Miejscami huk wody jest tak duży, że z odległości dwóch metrów nie jesteśmy w stanie się porozumieć. Całość tworzy bardzo stromy, wysoki i przestronny meander. Na szczęście jest gdzie uciekać od wody. Tak czy owak, jak zwykle okazało się, że nieznany nam wcześniej przodek jest dalej niż przypuszczaliśmy i docieramy do niego bardzo późno. Mamy niewiele czasu, więc Karol od razu chwyta za wiertarkę, a my z Tomkiem robimy jakieś zdjęcie i zaczynamy stygnąć w huku wody. Eksplorację kończymy niewiele dalej w bocznej salce, bo musimy wracać na biwak. Po godzinie od przodka wchodzimy do przyjemnej strefy ciszy, a po następnych dwóch – możemy wreszcie zjeść coś na ciepło. Dobrze, że zaporęczowaliśmy ów trawers przy prysznicu w Malinie, bo byśmy szli spać na mokro…
Następnego dnia na przodek docieramy dużo szybciej i od razu zabieram się za poręczowanie. Karol i Tomek tworzą dwójkę pomiarową. Po krótkim zjeździe okazuje się, że dostałem się w strefę jakiegoś tąpnięcia i muszę trawersować szczelinę, podczas gdy woda płynie dołem przez zawalisko. Na końcu szczeliny widzę, że dołem nie przejdę – nie ma to jak wspinaczka w drodze na dno ;) . Na szczęście się udaje. Na górze pod stropem widać, że meander zagrodziła ściana, która tąpnęła na długości ok. 25-30 metrów. Dalej zjeżdżam ukośnie pod stropem meandra, bo na dole słychać tylko kotłującą się wodę. Niestety do wygodnego miejsca brakuje mi kilka metrów i z braku liny kończymy eksplorację na pomniejszej półce. Ta szychta była dużo bardziej efektywna, więc do biwaku zmierzamy w dużo lepszych nastrojach.
W tym samym czasie z tzw. biwaku centralnego w Białych Kamieniach Anka i bracia Chojnaccy eksplorują w Partiach Gastrycznych.
25. lipca wychodzimy z biwaku na powierzchnię. Szczęśliwie zniosłem po drodze znienawidzone Partie Gastryczne, nikt się nie zgubił, a tzw. wlotówka obyła się bez wody na klatę. Niestety jestem już po gwarancji i kolana zarządały odpoczynku, co skwapliwie wykorzystałem.
Po nas na biwak wszedł Michał z Konradem P. i Tobim. Niestety udało im się tylko zanieść część sprzętu na przodek i po jednej szychcie wyszli na powierzchnię. Jaskinia pokazała jak ważne jest jednocześnie przygotowanie fizyczne, doświadczenie, znajomość jaskini i równy zespół. Najważniejsze, że wszyscy wrócili bez szwanku.
Przed drugim biwakiem wiedziałem, że nie zregeneruję się na 100% i raczej zakładałem wejście na jedną szychtę. Sprawa miała się sama rozwiązać…
Przed nami, 30 lipca, na biwak centralny wchodzi czwórka: Marta, Rafał, Jarek i Kuba P. Idą na szychtę z marszu i eksplorują w Meandrze Zachodnim w rejonie Studni z Wodospadem… Odkryli m.in. Gang Bang ;)
My z Karolem i warszawskim Konradem wchodzimy chwilę po nich. Mimo pewnego zużycia po poprzednim biwaku docieramy do Wiktorii w 4,5 godziny, chociaż po drodze robiłem też zdjęcia. Jednak aklimatyzacja też ma znaczenie. Niestety po drodze Karol naciągnął więzadło w kolanie i rano decyduje się zostać na biwaku. W tej sytuacji już wiemy, że szychta będzie jedna. Na przodek docieramy z Konradem bez problemów. Ja biorę się za poręczowanie, a Konrad - za pomiary. Po krótkim zjeździe i trawersie nad wodą wchodzimy do bardzo ładnego, górnego piętra meandra. Po ok. 30 metrach myta szczelina obrywa się studnią, do której wpada kolejny wodospad. Dalej trawersujemy nad wodą i po kilku zakrętach pochyła rura znowu wrzuca nas do studni. Wpada do niej kolejny wodospad, ewidentnie z innego ciągu. Zjazd na wprost nie wchodzi w grę, bo to dno wodnego kotła, więc robię wahadłowy zjazd po ścianie i ląduję w kolejnym oknie prowadzącym do suchego piętra. 20 metrów dalej stajemy nad progiem, ale musimy wracać, bo kończy się czas i liny. Ciąg ten nazywamy Podwójny Meander.
Na biwaku wita nas wynudzony Karol i po jedzeniu szybko idziemy spać, bo nie wiemy ile zajmie nam wyjście. W związku z kontuzją zarządzam, że Karol będzie wychodził na lekko, bez wora. Po drodze okazało się, że po rozgrzaniu jego kolano hula całkiem nieźle i miałem problem, żeby go dogonić, takiego Karol dostał spręża :). Po drodze odpoczywamy na biwaku centralnym i spotykamy się z ekipą, która dopiero niedawno wyszła ze śpiworów. W trakcie pogawędek okazuje się, że im nieźle puszcza. W związku z tym idą na trzecią szychtę i będą wychodzić na powierzchnię bez spania – szacunek! Marta jednak postanawia porzucić chłopaków i wychodzi z nami. Rozgrzany Karol już tak pędzi, że nie udaje mi się zrobić ostatniego zdjęcia, ale też już mam dosyć tego pseudoartystycznego pitolenia, więc wychodzę bez żalu i prawie na sucho. Tylko to głupie uczucie, że to wszystko znowu tak szybko się kończy…
Po dniu odpoczynku, 3 sierpnia schodzę z Karolem i Konradem P. do parkingu na Hinterbrand. Po zamknięciu drzwi auta zaczyna się burza…
W tym samym dniu na biwak nad Wiktorią wchodzi Marta i oba Tomki. Przez jedną szychtę kontynuują eksplorację Podwójnego Meandra, ale nie docierają do dna. Z planów wynika, że możemy się połączyć w rejonie Pięknego Meandra, który eksplorowałem 4 lata temu z Rafałem Klimarą – zobaczymy, czy zobaczymy.
Wyprawa działała też z powierzchni. Eksplorowana była m. in. jaskinia Ätschiloch, Eisrutschn. Eksploracja jaskini B3/6 została odpuszczona ze względu na wysoki stan wody. Po tegorocznej wyprawie długość Jaskini Ciekawej przekracza 21 km.
W wyprawie SGW i SKTJ od 19 lipca do 17 sierpnia 2019 r. udział wzięli: Dariusz Bartoszewski (SKTJ), Anna Chojnacka (SW), Konrad Chojnacki (SW), Krzysztof Chojnacki (SW), Małgorzata Czeczott (UKA), Michał Humienik (SW), Marta Katafiasz (SKTJ), Dariusz Lubomski (SKTJ), Karol Makowski (SKTJ), Rafał Mateja (SGW), Jakub Nowak (KKTJ), Tomasz Olczak (SKTJ), Jarosław Paszkiewicz (SKTJ), Konrad Potocki (SKTJ), Izabela Przybysz (SKTJ), Jakub Pysz (KAGB, Malinka), Tomasz Raczyński (SKTJ), Marek Stawiasz (SKTJ), Tobiasz Szettel (SKTJ), Marek Wierzbowski - kierownik (UKA).
Zapraszam do obejrzenia zdjęć.
Kuba Nowak
4442