Lampo'04
Lamprechtsofen 2004 - I turnus
Wyprawa Lampo 2004 widziana moimi oczyma
I turnus
25.07.2004 Dojechaliśmy pod chatkę. Prowadziłem na zmianę z Kubą - poprowadziłbym do końca, ale troszkę mało spałem jakieś 3 godzinki. I w Austrii na autostradzie oddałem mu kierownicę. Na miejscu po jedzeniu wywiązuje się krzątanina - przygotowywanie ładunku do transportu lotniczego. Pakowanie worów, sprzętu, ważenie i sumowanie wagi. Arkusz kalkulacyjny jest nieubłagany - wypadają 2 loty. W godzinach nocnych już jest przygotowany ładunek - jakieś piwko na lepsze spanie i lulu.
Wychodzimy do góry. Miejsce jak zawsze pełne tajemniczego, wręcz bajkowego uroku... Podejście przez las cudowne - widoki, zapachy, dźwięki... Wszystko wygląda wspaniale - niczym po przekroczeniu jakiegoś magicznego lustra. Wiem czemu wracam tu po raz 5 ... , może nie ostatni ...
Tu można znaleźć prawdziwą krainę śródziemia - wspaniały las, polanki i magiczną ścieżkę prowadząca w góry ... do krainy Morii...
Tu też pasą się milki i owieczki wysokogórskie.
Pogoda zmienna, po minięciu miejsca gdzie rozbijało się 1 obóz łapie nas mżawka, na szczęście szybko przechodzi.
Dochodzimy do obozu - masa śniegu - stawiamy 4 namioty. Dwa zapełniły się 2 osobowymi załogami, natomiast 2 miały tylko po 1 mieszkańcu. Gdy kończyliśmy rozbijanie namiotów lunęło - udało się - zdążyliśmy. Byłem jednoosobowym lokatorem tego płóciennego pałacu.
Podczas pierwszych 2 dni - deszcz...
Poznałem dobrze sufit Marabuta ...
Gdy leżysz na plecach wsłuchujesz się w ciężki deszcz lub grad, a budzisz się rano by wyjść z tego zamku i widzisz ... śnieżycę... to co pozostaje... włączyć malutkie radio na całego i puścić wodze wyobraźni ... Zamknąć oczy i wyobrażać sobie inny wymiar gdzie życie układa się troszeczkę inaczej ... Gdzie Śmiech nie jest zamknięty w innych płóciennych domkach i przekraczając kilkumetrową ścianę deszczu w końcu dociera... wywołując echo w wielkim namiotowym pałacu...
Tylko dlaczego gdy skończy się piosenka w słuchawkach gadają po niemiecku ? ... a tak, tak ma być, wszystko w porządku.
Dalej leje, a człowiek musi wychodzić za różnymi sprawami ... :)
Bazówa jeszcze nie istnieje. Miejsce gdzie ma stanąć jest przykryte metrową warstwą śniegu. Gotowanie trzeba ćwiczyć tylko na zewnątrz lub w przedsionku... W przerwach pomiędzy kaprysami bogów zarządzającymi pogodą udaje się prowizorycznie postawić ujęcie wody - beczka napełnia się prawie natychmiast.
W chwilowych załamaniach niepogody gdy tylko wyjrzy z za chmur i morza mgieł słonko wszyscy wystawiają jakieś części ciała by je rozgrzać lub zażyć troszkę fototerapi ... :)
Czekamy na śmigło - i tradycyjna informacja SMS: "dziś nie przylecą ..."
Udaje się odkopać śnieg i staje bazówka co prawda w środku jest jeszcze troszkę śniegu, ale szybko się topi - teraz mamy pełne słońce i ciepełko ...
Oglądamy pobliskie otwory jaskiń. Cl-3 wygląda nieźle chyba da się wejść, PL95-1 choć śniegu jest niewiarygodnie dużo na pewno da się wejść do jamy... Tylko jak będzie niżej ? Tam, w tamtym roku było wiele śniegu...
Śniegu jest tak dużo, że czasem zastanawiam się czy przypadkiem nie przyjdzie do nas w odwiedziny legendarny Yeti, co prawda to nie Himalaje lecz Alpy, ale człowiek śniegu mógłby się tu jakoś pojawić - w każdym razie ja gostka zapraszam...
Na szczęście wszystko minęło, 28-go przyleciał po południu metalowy wiatrak, wyciągając 2 siatki i ludzi. Zagościło więcej życia na 2300 m.n.p.m. Słoneczko już nie opuszcza karu mgieł i przeważnie siedzi się na zewnątrz. Wchodzę do marabutowej twierdzy broniącej przed kaprysami przyrody tylko w celu spotkania Morfeusza i jego ojca Hypnosa ...a wszystko pod opieką bogini Nyks... Morfeusz swą mocą zabiera mnie do tego równoległego świata ...lecz przebudzenie zawsze sprowadza mnie do Realu ...
Większość popołudnia zajęło przygotowanie - posegregowanie przywiezionego sprzętu, jedzenia ....
Jedna ekipa rusza do kreciej. Druga czyli Ilona i ja idziemy poręczować partie wstępne w jaskini CL-3. Niespodziewana trudność - na pierwszy rzut oka wyglądało, że pomimo wielkiej ilości śniegu otwór jest drożny. Świadczy o tym wytopiona szczelina przy skale. A tu niespodzianka - przejścia nie ma. Trzeba się przebić przez korek śnieżny ... udaje się po kwadransie walki ze śniegiem - dostęp do jamy otwarty. Takiego stanu śniegu to nikt nie pamięta ...
Pierwszy Lodospad .... Zniknął ! jest go troszkę przed samym dnem studni. Natomiast 2 lodospad ma się dobrze chyba nawet go troszkę przybyło.
Kurcze, mamy troszkę za mało mejonów musieliśmy wyjść przed dojściem do wiszącego sznurka zabrakło nam 5 mejonów.... Duży niefart ...
W nocy przychodzi ekipa z kreciej: - "Puszcza !
Dowiadujemy się o głębokości w Wroniej - via SMS. Wypiliśmy zdrowie ekipy w Abchazji - żeby dojść tak głęboko musieli przejść niezłą "ścieżkę zdrowia" ...
Połączenie Kreciej z Lampo już nie wysunie jej na pierwsze miejsce, lecz teraz to już eksploruje się bez obciążeń ... dalej staramy się zrealizować cel i połączyć Krecią do systemu ...
Jak pokażą następne dni nie uda się to zadanie...
Furkaschacht (PL03-6) udaje się przebrnąć jeziorko. Andrzej wchodzi na lód pierwszy, ja przechodzę przedostatni... To dlatego, iż z licznych gardeł wyszedł okrzyk:
- Snopy, jesteś za ciężki możesz załamać lód... - nic takiego się nie stało.
Po przekroczeniu jeziorka trafiamy na salkę ze wspaniałym soplem. Ze salki tej odchodzą 2 przodki eksploracyjne. Jeden kompletnie zalodzoną pochylnią idzie w górę. Drugi w troszkę zalodzony meander kontynuuje się w miarę poziomo - tam też się udajemy. Po wbiciu spita... /cha, cha - wbijanie spita stojąc na lodzie jest ... fajne :) / Andrzej zjeżdża 5 m niżej - kolejny ciasny meander ... Wycofujemy się.
W nocy Zeus rzucał gromy i znów Hefajstos ma robotę musi dorobić pioruny ... . Piękny spektakl światło i dźwięk ...
A jak ktoś woli inaczej to proszę: przemieszczały się ogrzane warstwy powietrza w górę i zimne w dół. Powietrze w górnych warstwach ochładzało się i znów opadało w dół. A ponieważ zaistniały sprzyjające warunki zjawisko to działo się gwałtownie i cyrkulacja przyspieszała. Na pojedynczej kropli przez indykcję elektryczną tworzyła się separacja ładunku ... Przenosi się to na skalę makro. Dół chmury jest naładowany ujemnie, a góra chmury dodatnio i następuje wyładowanie łukowe. Wyładowanie to też ma ciekawy przebieg najpierw z chmury biegnie prekursor ....itd.
I całą romantykę szlak trafił ...
Wycieczka do kreciej w składzie Ilona, Henryk i ja. Schodzimy na przodek przesunięty w głąb ziemi przez poprzednią ekipę. Studnie poręczuje Henryk. Wraz z Iloną rozglądamy się po przyległych pustkach skalnych - nie jest tego dużo. Czekamy. Jest ... chłodno, a może lepiej powiedzieć zimno ...tak, zdecydowanie jest zimno. Strasznie szumi woda - nie ma żadnej łączności dźwiękowej ... Po jakimś czasie decydujemy się zejść po nowo zaporęczowanym odcinku - spotykamy Henryka. Skończyła mu się lina, podajemy mu następny sznurek i do góry nad studnie. Jest już na tyle zaporęczowana, że można ją zmierzyć. Przychodzą wtedy Puma i Marcin z akcji foto. Teraz mała roszada. Mierzenie odkładamy. Wychodzimy do góry Ilona, Puma i ja. Marcin zostaje z Henrykiem. Puma po drodze robi fotki. Henryk i Marcin też robią odwrót. Z jamy wychodzimy całą ekipą.
Wychodzi ekipa na biwak.
Dzień bazowy .... Po wielu staraniach udaj mi się troszkę naruszyć ciągłość powłoki bazówy .... :( Po prostu zrobiłem całkiem przypadkiem dużą dziurę w namiocie ... jak pech to pech. Na szczęście z pomocą innych udaje się ją załatać.
Jaskinia Krecia - idę z Olą troszkę ułatwić chodzenie tą jaskinią: gdzie trzeba przeporęczować ...
W jaskini spotykamy przy przejściu kolejnego meandra wracającą ekipę foto: Ilonę, Pumę, Marcina. Akurat skończyliśmy. Wszyscy wychodzimy na świat.
Wczoraj Furek zjechał do partii wstępnych jaskini PL95/1. Andrzej, stojący na górze, usłyszał: "Tato, tutaj jest jakoś dziwnie!". Wódz zjechał pierwszą studnię i stało się jasne: zniknął cały lód spajający wanty. Zejście w głąb jaskini jest możliwe, lecz bardzo ryzykowne.
W trzyosobowej ekipie Andrzej, Marcin i ja, wspomagani na powierzchni przez Henia, udaliśmy się do jaskini ratować to, co się jeszcze da. Celem akcji techniczno-zabezpieczającej było ustabilizowanie want przy pomocy lin i kotew HSA. Gdyby zaczęły się osypywać, zostałyby powstrzymane przy pomocy "cugli" zrobionych z lin. Po kilku godzinach udało się podwiązać cztery kluczowe wanty, które mogły stać się biletem w jedną stronę do Hadesu. Teraz niektóre kamienie wyglądają jak olbrzymie bombki choinkowe, którymi bawiło się malutkie dziecię gigantów. Głazy zawieszone są na ścianie przy pomocy kilku sznurków. Lecz całość jest tak ustabilizowana, że dalej można bez problemu wchodzić tym otworem. Aha... jest jeszcze mały problem - kilka metrów śniegu do przekopania.
I znów Cl-3, moja ulubiona jama : Idziemy w składzie Wodzu, Ilona, Marcin, Furek i ja. Zmienił się stan lodu to już wiemy, lecz znów niespodzianka królestwo lodu robi postępy w głąb ziemi - może to pierwsze oznaki realizacji planu "jak piekło zamarznie" - wtedy na świecie spełni się dużo obietnic :).
Nad 60-tką występuje na półeczce lód teraz trzeba iść po wancie której się nie obciążało - poprawka nie da się iść rusza się to cholerstwo .... Udaje się zdjąć troszkę lodu i dalej w dół. Jeszcze trawers i zjazd i już jesteśmy pod 30-tką. Tam jest istny labirynt choć niewidoczny na pierwszy rzut oka, to jednak za każdym załomem jest jakieś wejście do innych partii. Marcin zjeżdża do studni eksplorowanej kiedyś... na początku - wtedy nie przywiązywało się wagi do małych lub bardzo trudno dostępnych odboczek - jaskinia puszczała dalej teraz warto sprawdzić każdy problem na tej głębokości. Wychodzi z wiadomością, że jest możliwa kontynuacja lecz trzeba to sprawdzić w osobnej akcji. Idziemy sprawdzić stan zawaliska przy wejściu do Prożków Snoopy'ego. Na dojściu przez zawał zawsze było tam tak jakoś mało fajnie. Andrzej jednak stwierdza, że to co mogło się urwać już się urwało i można działać - po przejściu przełazu trafiamy do prożków tam jest pięknie... lecz wiem to z poprzednich wizyt teraz po oglądnięciu wstępnego zawaliska wycofujemy się na świat... Wychodzę z przekonaniem, że trzeba będzie tu zaglądnąć jak najszybciej. Życie jednak zweryfikuje moje plany (zresztą jak zawsze masz plany, a los gra ci na nosie - wejście w partie jest paskudne więc nikt się tam nie chce pchać).
Znów Cl-3 tylko teraz wraz z Kubą robimy manewr oskrzydlający wchodzimy przez PL95-1. Musimy ciekawie wyglądać... właśnie zaczęło kropić... Do kreciej wyszła Ilona i Marcin. My wychodzimy z worami jaskiniowymi na plecach i parasolami w dłoniach. Gdzieś grzmi - Kurka nie mogę iść "na skróty przez bańbułę" bo jeszcze mnie podpiecze ... ale idę przez bańbułę tylko jakoś boczkiem Kuba idzie normalnie dnem wąwoziku koło cl-3 pewnie nie ma takich zmartwień. Cześć ekipy ma wyjść do Furkaschacht. Idzie z tamtej strony karu mgła. Wchodzimy do dziury, już nie widać Birnhornu.
-Kurcze nie udało się, doszliśmy do dziury
- No, to co robimy ? , wracamy ? ... - jak zawsze prowadzimy budujący dialog. :)
Po przebraniu się zjeżdżam w dół do jamy w której byłem wieszać wanty. Teraz mam przypiętą do uprzęży saperkę. Trzeba troszkę przekopać śniegu. Tu na karze wszystko zwariowało lód się topi, a śnieg spada jeszcze głębiej w porównaniu z ubiegłymi latami. Kopię śnieg tak jakoś bez specjalnego przekonania w sumie jest ciasne przejście. Jak przytargałem już saperkę to trzeba jej użyć.
- Kurka - mówię do siebie - przecież da się przecisnąć - nie kopię więcej.
Udaje się faktycznie, ale coś za coś - jestem cały mokry... Jedziemy studniami i kaskadami. Przepiękna dziura ... Przyroda tworzyła ją setki tysięcy lat (czy coś koło tego +/- 2 dni). Rozdziewiczona jama przez ubiegłoroczną wyprawę - cudowne kaskadki, studnie i najważniejsze: bez ciasnych meandrów (nie licząc wejściowego) Jesteśmy już w Oknie Cioci w połowie 70. Jeszcze tylko meander pod 70-tką i już na biwaku. Pijemy herbatkę i pochłaniamy jakąś zupkę na licencji chińskiej. I dalej do Antygalerii i już tuż, tuż... Jesteśmy w Sali Kluczowej. Drogę zagradza zawalisko ... Fajnie, zawalisko nad głową to jest to co tygrysy lubią najbardziej /w sumie lepiej byłoby określić szaleńcy/ . Po 4 godzinach działalności nie udaje się pokonać zawaliska choć jest szansa, ale wieje - jest zimno, trzeba się stąd wynosić. Idziemy na powierzchnię po małej przerwie na herbatkę. Wychodzimy z jamy i .... Świat wita nas wspaniałą nocą: piękny księżyc, gwieździste niebo, mgły gdzieś wyniosły się w sobie tylko znane miejsca. Jest pięknie - schodzimy w poświacie Luny. Widzimy światełka... z Kreciej tez wylazła ekipa. Spotykamy się w uśpionym obozie o 3 nad ranem, jakieś picie i spanie.
Dzień bazowy ...
Do kreciej wyrusza pospolite ruszenie szukać jakiś przodków...
Znów krecia... Czy puści ? Sprawdzamy kilka przodków Marcin z Iloną idą na przodek galerii. Kuba i Szprycha sprawdzają swoje problemiki, a ja jestem w połowie pomiędzy ekipami i sprawdzam malutki ciąg wodny. Po jakimś czasie przychodzi Ilona. Ciąg wodny już sprawdzony - wynik zero. Teraz wspinam się na wyższy poziom trochę ciasno Ilona łatwo przechodzi zwężenie - ogląda te wyższe partie - też fiasko. Wycofujemy się na poziom galerii. Dochodzi Kuba i Szprycha zjeżdżamy do ostatniej nadziei - kilkumetrowej studzienki - meander. Meander połyka Aśkę lecz zaraz po niej wchodzi Kuba ... po kilku minutach wychodzą - też za wąsko .... Koniec.
Wycofujemy się zabierając sprzęt. Marcin też już reporęczuje - u niego ten sam efekt - wielkie NIC. Spotykamy się w Sali Wesołego Krecia /Parafraza nazwy "Sala Wesołego Elfika" w Partiach Elfich w jamie CL-3/.
- Po worze i do góry...
Kurka przez te meandry targać pełny wór jaskiniowy - straszne - pomaga mi Ilona. Tak się zastanawiam chyba jestem za duży na taką zabawę ... sam przez te cholerstwa przepełzam z trudem ale z worem ... Nie lubię meandrów, poniedziałków i zupy mlecznej...
Dzień bazowy ...
Ekipa w składzie Puma, Miki, Janek, Furek i Marcin idą po następne liny.
Pozostała ekipa działa przy Kondonchyle.
Piękna noc .... Widać różne gwiazdozbiory - obóz powoli kładzie się do snu - niebo sprzyja rozmyślaniom ... Kasjopea - piękne podanie zilustrowane na niebie ... Etiopska królowa na tronie... na niebo zasłużył też jej mąż Cefeusz i ich piękna córka Andromeda która z kolei poślubiła Perseusza. Tak to piękne niebo sprzyja marzeniom ... a spadającym gwiazdom szepcze się na uszko... marzenia ... może któraś gwiazdka usłyszy ... Widać dokładnie mleczną drogę ... obóz śpi, czasem tylko gdzieś widać światełko, całość scenerii uzupełnia jasna poświata luny. Księżyc wychodzi z za Birnhorn'u i rozświetla cały obóz ... Na niebie w zenicie podpatruje nas Zeus pod postacią pięknego Łabędzia... Czasem widać przelatującego satelitę ale najczęściej to samoloty na dużych wysokościach migające światłami ostrzegawczymi.
Piękna noc ... I to aż dziwne jak pomyślę, że światło z wielu gwiazd biegnie tu ... setki, tysiące lat, a pomimo wszystko widzę tyle gwiazd ... gdzieś tam musi być życie ... inne życie....
Opuszcza nas część ekipy Heniu, Olka i Janek wracają do kraju. Już powolutku czuć koniec wyprawy.
Idziemy z Iloną do Furkaschacht. Po przebyciu jeziorka Ilona wspina się zalodzoną pochylnią, nazywa ją później " Zjeżdżalnia ". Dochodzą Szprycha, Kuba i Miki - idą badać problem za meanderkiem. Po dojściu do góry mierzymy odkryte partie i szybki wycof - cała eksploracja była prowadzona na lodzie. Ślisko jak diabli i jeszcze zimniej ... to całe surowe piękno gór widzianych od spodu.
Znów Furkaschacht Poprzednia ekipa Szprycha, Kuba i Miki dalej eksploruje za meandrem - jaskinia jest łaskawa - puszcza ! Ja próbuje coś zrobić w wodą w jeziorku jest możliwość wylania części wody tylko zagradza temu troszkę lodu i kawałek skały. Lód udaje się usunąć, skały nie. Lecz już nie jest to takie ważne - zostaje napełniony karnister wodą i w worze jaskiniowym robi za wózek/sanki do przewożenia. Kładąc się na karnistrze nie zanurza się delikwent w wodzie odpychając się rekami da się przejść prawie na sucho.
- Kurka coś mi wpadło do oka strasznie łzawi.
Wychodzę na świat ekipa zostaje i eksploruje.
Idę do awenu. Wszystko się sypie. Przy awenie zostaje Andrzej, Puma Marcin reszta wraca do obozu.
Tuż nad obozem Furek wraz z Iloną wchodzą do niepozornego meandra, eksplorują ... Ja idę do obozu. Nie wracają dość długo więc wracam pod dziurę ... po jakimś czasie wypełźli ... puściło kilkadziesiąt metrów i jamka kończy się gdzieś przy ujęciu wody.
Studnia oczyszczona - dzień później Puma nada jej nazwę: Perpetum Horrible - zjeżdżam jako pierwszy. Genialna studnia szerokość z 6 metrów. Poręczuję dalej. Z półki trzeba zrobić trawersik .... Krucho ... bardzo krucho ... jestem spocony i to chyba bardziej z emocji ... jak dupnę to będzie wahadło i będę długo się lizał z siniaków. O dobry chwyt obciążam i ... odpada ze 100 kg ściany ... dobrze, że trzymałem się jeszcze 2 ręką. Jakoś udaje mi się zrobić ten trawers.
- uff.. , już spoko - Stoję na mostku .
Z góry docierają mnie głosy:
- Jak tam jest ?
- Fajnie i krucho, za chwilę będę wiedział więcej - odkrzykuję.
Mocuje jeszcze 2 punkty i w dół - Studnia olbrzymia, dalej ma przekrój kilku metrów lecz w miarę zjazdu jeszcze się rozszerza.
Wielka jama - światło nie dociera do wszystkich ścian. Cześć ściany pokryta lodem w który wlodzone są wanty. Kamienie, woda, śnieg i lód. Lecą malutkie... no właśnie co ? - kamyczki czy śnieg...? w każdym razie coś leci ...
O kurka porażka ... na linie już są 2 węzełki .... Przepinam się i wychodzę. Teraz wchodzi druga ekipa: Wodzu, Marcin i Puma . Marcin troszkę przeporęczowuje trawers. Teraz zjeżdża się niżej, a potem wychodzi do punktu na mostku.
Ilona i Kuba idą mierzyć Furkaschacht.
Wyprawa dla mnie ewidentnie się kończy .....
Schodzimy w dół. Słoneczko. Na dole robimy wycieczkę .. sklepy i okoliczna przyroda. Po południu nadjeżdża zmiana ... Jeszcze tylko wizyta w Lampo - tak turystycznie krótka przebieżka. Wieczorem trawersy stołu i powrót ...
Wyprawa jak zawsze udana, Cele jednak nie zostały osiągnięte.
Czasami przeznaczenie biegnie innymi torami niż by się chciało ...
Pewnie wrócę tu za rok ... może los okaże się łaskawszy...
Może jakaś spadająca gwiazdka spełni moje życzenie ...
PS. 1 jak już stwierdził w I w. p.n.e. Publiliusz Cyrus "Dis aliter visum est".
PS. 2 dum spiro, spero.
1425
- Gallery
- Contact
- Komentarze