Aggtelek 500+
Listopad 2018
Oto jeszcze jedno wspomnienie z węgierskiego Aggtelek’u… Wspomnienie widziane z perspektywy „dziecioroba” z żoną i trzema klonami. Nie ukrywam, że taki bagaż życiowy odsunął mnie na margines wyjazdowego „mejn strimu” i ominęły mnie najlepsze imprezy, ale to nie znaczy, że nie przeżywaliśmy tego wszystkiego równie intensywnie…
Dzień 1 – Wszyscy idziemy do jaskini Vass Imre. Jaskinia jest łatwa, Aśka z Polą (5 lat) i Florkiem (14 miesięcy) zwiedzają część turystyczną, a ja z Witkiem (7 lat) idę do samego końca. Ale nasza przygoda zaczyna się po wyjściu na powierzchnię, bo postanowiliśmy jeszcze pójść na wycieczkę z mapą w ręku… no i się zgubiliśmy. Okazało się, że na mapie nie ma nawet połowy aggteleckich dróg. Do Jósvafő wróciliśmy po kilku godzinach na tzw. azymut i chłopski rozum.
Dzień 2 – Aśka z młodszymi idzie na powierzchniówkę, a starsi znowu zaliczają Meteora. W zespole mamy jeszcze ciocię Madzię, wujka Michała i Tymka (5 lat). Wspólnie asekurujemy chłopaków na prożkach i drabinach. Zabawa na całego.
Dzień 3 – Rano idziemy w tym samym składzie do wodnego Kossuth’a. Plan był taki, że ja pójdę po stalkach, a Witka pociągnę na pontonie… Niestety ponton dziurawi się na pierwszej kotwie i samce alfa biorą swoich chłopaków na plecy. Dodatkowo pomaga nam jeszcze ciocia Bożena i wujek Paweł. Chyba się podobało.
Po południu jedziemy do odległej jaskini Szabadsag. Ci, którzy już byli w tej jaskini, raczej omijają ją szerokim łukiem, bo jest bardzo długim, niezbyt obszernym meandrem i w dodatku nie da się zrobić trawersu – istny skandal. Ja akurat bardzo lubię tę dziurę, bo przecież nie jest trudna, ale długa i ładna. Aśka z Florkiem i wujek Michał zwiedzają ją do pierwszego zwężenia, a my z Magdą i dziećmi idziemy dalej, aż do dużej sali, blisko końca jaskini. Ja gonię jak nakręcony i robię zdjęcia, również we wspomnianej sali. Magda ewidentnie nie doceniła możliwości odpoczynku podczas zdjęć i szybko chciała wracać… ale to dzieci okazały się szybsze, bo jaskinia jest taka, że gdzie starzy idą na czworaka, tam dzieci biegną „na stojaka”. Nie wiem jak Magda, ale ja chcę tam wrócić :-)
Dzień 4 – Baradla! – to właściwie już rutyna, wielki trawers między Aggtelek a Jósvafő. Z dziećmi nie zapuszczamy się do Ciągu Rzodkiewki, za to możemy spokojniej przejść przez ciąg główny. Może wiem co mnie tam czeka, ale ta jaskinia zawsze robi na mnie wrażenie.
Chyba wszyscy będziemy chcieli wrócić w Aggtelek, choćby w nadziei zobaczenia niedostępnej Béke-barlang…
Zapraszam do obejrzenia zdjęć.
Kuba Nowak
5090