Aggtelek – węgierska familiada
Listopad 2022
Nie wiem jak to jest, ale ciągle mi się to nie nudzi. Znowu Węgry, znowu Aggtelek, znowu te same jaskinie – a jednak… A jednak za każdym razem jest trochę inaczej. Tym razem integracyjna impreza podzieliła się na dwa obozy: familijny i „dla dorosłych”. Ci dorośli bazowali tradycyjnie w Jósvafő, gdzie podobno miała miejsce „bania u Gorana do rana” ;-). My, rodzice mniej lub bardziej obciążeni dziećmi, zamieszkaliśmy w nowej dla nas bazie w Szögliget, kilkanaście kilometrów dalej. Podział był dosyć skuteczny stąd moja relacja dotyczy bardziej części familijnej.
Dzień 1. Dla odmiany zaczynamy od Baradli 10. listopada. Nowaki i inne familie siłą rzeczy robią tylko duży trawers od Aggteleku do Jósvafő, a ambitniejsi biegną do ciągu Rzodkiewki, którą zwiedzają wyjątkowo szybko, bo wody prawie nie ma. Ja próbuję uwiecznić ostatnie kałuże w jaskini, a Sara co chwilę znajduje argumenty, żeby wleźć Aśce do nosidła. Reszta dzielnie maszeruje i pozuje.
Dzień 2. Meteor – niby już rutyna, ale Florek idzie do niego po raz pierwszy, a ja w ten sposób mam trójkę dzieci do ogarnięcia. Do tego Tymek Pawlikowski i debiutująca tutaj Ania Berdelówna. Na szczęście ciocie i wujkowie chętnie pomagają i jakoś przechodzimy system prożków i drabin. Jeszcze zbiorowy „strażak” w Sali Tytanów i można wracać… nie, nie, tatuś chce jeszcze zrobić parę zdjęć, nie tak szybko. No jak stoisz?! Nie świeć w obiektyw!
W tym czasie Mamy z berbeciami wycieczkują w okolicach Szögliget i przypadkiem dowiadują się, że to była kiedyś polska wieś…
Dzień 3. Moja ulubiona – Szabadság! Większość otwarcie jej nie cierpi, bo na ponad 3 km długości, połowę stanowi meander zmuszający do brejkdensu, potem jest kilkadziesiąt metrów czołgania (większość tutaj wymięka), a tu „dopiero zaczyna się jaskinia”. Niski korytarz przechodzi w piękną, wygodną galerię, która po kilkuset metrach wpada do największej sali w tej jaskini. Ci, którzy się przemogli i przeszli przełazy, zwykle kończą wycieczkę w tej sali. A to też nie jest koniec. Z sali prowadzi kolejny meander. Na początku narzuca się iść dołem, ale to tylko błotna pułapka. Trzeba wspiąć się do górnego piętra, które pokazuje zupełnie inne oblicze tej jaskini. Meander nabiera charakteru alpejskiego, bo musimy żywcować permanentną kilkumetrową lufę po półkach i naciekach oblanych błotem aż do miejsca, gdzie odkrywcy utknęli w przekopie – ta część zdecydowanie nie jest dla dzieci. Natomiast od otworu do sali to one mają przewagę, dorosły nie ma szans ich dogonić. Ciocie i wujkowie sapią jak lokomotywy, a gówniarze świetnie się bawią :-) Muszę tam jeszcze wrócić, bo tyle zdjęć można zrobić lepiej…
Dzień 4. Kilku jaskiń Park Narodowy Aggtelek nam nie udostępnił, ale na pocieszenie mogliśmy wejść do nowej dla nas jaskini Földvári Aladár. Znajduje się ona w tej samej górze co jaskinie Rákóczi tyle, że na jej szczycie ściętym przez kamieniołom. Jaskinia ma tylko 190 m długości, ale jest przesycona naciekami. Niestety najpierw padła ona ofiarą kamieniołomu, a później – przystosowania turystycznego. Na mnie zrobiło to przygnębiające wrażenie. Postindustrialny krajobraz na szczycie góry służy amatorom jazdy terenowej i „imprezom integracyjnym”. Nie o to, nie o to…
Sumarycznie wyjazd był jak zwykle bardzo udany, chyba każdy mógł spełnić swoje ambicje, a ja znowu mam niedosyt… czy kiedyś znajdzie się ktoś chętny, żeby pójść na koniec Szabadság?...
Wielkie podziękowania dla Magdy Dziurgot za zorganizowanie wyjazdu i Michała Pawlikowskiego - za załatwienie nowej bazy, bo u Gorana wszyscy byśmy się nie zmieścili. Podobno było nas ponad 50 osób, z czego ponad 10 % stanowiły Nowaki :-)
Czekam na relację z „bazy dla dorosłych” ;-)
Kuba Nowak
1350