Speleowczasy 2013
Węgry - Park Narodowy Aggtelek
Elektro-WykopKi - Troszkę już zapomniany wyjazd (w końcu odbył się rok temu) - wykopałem go gdzieś z dysku... szkic tekstu, zdjęcia i filmiki... Tegoroczny - miejmy nadzieję, uda się opisać i opublikować już niebawem :)
Kolejny już wyjazd Wczasowo - Jaskiniowy -
Speleowczasy 2013
rozpoczął się w środę po pracy (w czwartek... trzeba było sobie wziąć wolne).
30-10-2013
Mieszkaliśmy już tradycyjnie w Jósvafő - jest to miejscowość w parku narodowym Aggtelek.
Nocowaliśmy w "Syfonach". Jest to domek obok wytwórni wód gazowanych i napełniania syfonów. Po przyjechaniu na miejsce w dużych odstępach czasu, zakrólowały karty... Po wyprawie na Kazbeg kupiłem zestaw kart - tam podejrzałem je u Mariusza.
Munchkin Cthulhu - był rozgrywany do 3.30 nad ranem ... :D (chyba więcej komentować nie trzeba)
31-10-2013
W czwartek z samego rana - czyli jakoś po 8.00 cześć ekipy wybrała się do Szabadság... Ponieważ tam byłem i zdecydowanie nie spodobała mi się ta jama to tym razem poszedłem powłóczyć się po okolicy. Krzychu Dziedzic też miał plany - Geocaching - poszliśmy szukać skrytek - znaleźliśmy dwie. Pewnie poszukalibyśmy ich więcej, ale wystąpił problem - nie bardzo można było ruszyć samochód - no w końcu do 3 nad ranem graliśmy w karty i popijali nie tylko oranżade.
A, że inni pojechali do jamy - kierowcy pewnie nie spożywali "oranżady"...
Popołudniem już całą grupą wybraliśmy się do jaskini Kossuth... Zabawy na stalowych linkach rozwieszonych tuż pod lustrem wody - chodzenie po wodzie /tylko trzeba uważać gdzie się stawia kroki :). Jak się nie będzie uważać to można się wykąpać.
Niestety do Bejke - najfajniejszej z kąpielowych jaskiń jakie widziałem i którą najlepiej ogląda się w małych dwuosobowych zespołach przeciwnych płci - tym razem nie było dostępu - podwyższone stężenie dwutlenku węgla
Wieczorkiem jeszcze było poszukiwanie sklepu i bankomatu - bankomat podobno miał być z 60 km dalej... tak nam powiedział miejscowy...
E.. niemożliwe, tu musi być jakaś cywilizacja - swierdziłem...
Moja wiara w nowoczesne wegierskie państwo z bankomatami przekonała Krzycha - no nie tylko to, ale i skrytka po drodze ;-)
W 4 osoby wsiedliśmy do samochodu i w drogę... Krzychu znalazł skrzynkę i wpisał się do logbooka i potoczyliśmy się dalej, już powoli, dostojnie... zwątpienie powoli skradało się do jadącego Volwo... wtem krzyknąłem:
- Stój!
Kryzchu podjechał jeszcze kilka metrów i niespiesznie zatrzymał się - dobrze, że nie było to "stój" z powodu kogoś na drodze ;-)
Zobaczyłem obdartą tablicę z magicznymi literkami ATM i jakimś niezrozumianym kodem literowym pod spodem. Tabliczka miała wklejoną strzałkę pokazującą w boczną - niczym nie oświetloną alejkę - mniej więcej można było to zinterpretować : porzućcie wszelką nadzieję ci co tutaj wchodzicie :) ale o dziwo za jakieś 100 metrów w domku /banku/ był całodobowy bankomat - nikt z obecnych nie odważył się go nakarmić - ja tylko miałem ten szalony pomysł - zjadł kartę wydał pieniążki i wyrzygał kartę - wszystko OK. :). Ale wiele pewności nie miałem powierzając szczelince mój plastik. Bankomat był oddalony od bazy o 17 km.
Popołudniem przyjechał Jogurt z rodziną /łącznie z małym dzieckiem/
Jeszcze wszyscy mieliśmy zamówione jedzonko - dziczyznę :)
Jedzonko było pyszne - mniam..., mniam..., mniam...
01-11-2013
Piątek- święto wydrążonej, podświetlonej dyni - Wstaliśmy jakoś wcześniej - wieczorna imprezka była jakoś krótsza - kłaniało się niewyspanie po poprzednim wieczorze.
Całą zgrają podeszliśmy pod Meteor'a... no może jedna osoba podjechała wózkiem, na rękach i plecach :)
Tam strategiczna kłótnia gdzie kto idzie... Po chwili jakoś udało się na podzielić na dwie nierówne "połowy" :D.
Poszedłem do Almási - zsomboly - pionowa jaskinia przy granicy ze Słowacją. Po przejściu przez pole lejków krasowych (dość duże leje tak o średnicy 100 i więcej metrów) dotarliśmy do granicy. Otwór jaskini leży około...hmmmm ...3 metrów od linii granicy!
Borowik poręczowa jaskinię i następnie wchodziła Halinka (osoba towarzysząca o niewielkim stażu jaskiniowym). A potem dalej inni. Ja nie pchałem się - czekałem sobie - wyszedłem z założenia, że lepiej siedzieć na świecie niż wisieć w korku na linie.
Jakoś usiadłem i zasnąłem sobie... Siedząc.
Jeszcze Kukuł był na powierzchni gdy przyszła Kaja.
- wychodzicie już? - zadała - w jej mniemaniu- retoryczne pytanie.
- chmmmmm... Chyba jeszcze nie - odpowiedziałem uśmiechając się.
- Przepinkę niżej dopiero wisi przedostatni wchodzący, czekamy jak się troche rozluźni...
Teraz nastąpiła wymiana zdań z dużą ilością niedowierzania, Kaja myślała, że ją "wkręcamy". Kukuł nie był przebrany - co mogło sugerować, że już wyszedł. Ale wyjaśniło się, że jednak nie weszliśmy jeszcze.
Jako, że szło jak szło - krzyknęliśmy do dziury.
- My nie wchodzimy...
Dziura odpowiedziała:
- OK.!
Poszliśmy do 404 - Kopaszgally-oldali - fajna jama czasem nieco ciasna, ale bardzo atrakcyjna ma kilka wiszących drabinek. W tym jedną w sumie wiszącą w lufie o długości 10 - 15m.
Dla mnie fajna zabawa, ale Sylwia (osoba towarzysząca jednemu z grotolazów) miała pewne opory z pokonaniem tego wynalazku - dzielnie się spisała i pokonała tą drabinkę w obu kierunkach. Widać było walkę, można było także usłyszeć głębsze oddechy i zobaczyć białe kłykcie od kurczowego trzymania się szczebli :) Ale należy tutaj ją pochwalić - przełamała opory i zeszła pomimo ciasnot ... /wróć... jej to nie dotyczyło - ciasnoty pokonywała na stojąco ;-) / na dno.
Widać że jeszcze miejscowi koledzy po fachu działają w tej jamie - od wejścia na przodek biegnie gruby przewód zasilający /tak na oko 3x2,5mm/ obok biegnie cieńszy przewód telefoniczny. Przy tej ruchomej drabince zaczyna iść rura spiro i jest miejsce na umieszczenie wentylatora nadmuchu. Rura dochodzi do przodka (-116m). Ciekawe jak by odpowiedział TPN na prośbę o takie roboty w dowolnej jamie - a tutaj w Aggteleki Nemzeti Park pomimo Narodowego Parku i patronatu UNESCO - da się...no cóż co kraj to obyczaj...
Także bardzo jest fajna sprawa - Park Narodowy jest po to żeby udostępniać (nawet obcokrajowcom) obiekty do zwiedzania...
Jako że, nie byliśmy w Meteorze po wyjściu wraz z Kukułem poszliśmy pod Meteora z nadzieją, że może jeszcze nie weszli, lub nie zamknęli klapy - udało się - tak się zgraliśmy, że podeszliśmy pod dziurę z jednym czasie.
Weszliśmy prawie wszyscy - Krzychu Dziedzic pozostał na powierzchni.
Piękna jama - zaraz po pokonaniu zawaliska... i pochylni... i jeszcze kawałka... i kilku zamocowanych na stałe drabin... i jednego stalowego podestu... dociera się do rozległej naciekowej sali. Trudno ją opisać - coś niespotykanego w naszych warunkach - chodzi się pomiędzy stalaktytami ...
Wyszliśmy z jamy jak były już dobrze widoczne gwiazdy...
Tym razem następna gra karciana - Sabotażysta - krótsze rozgrywki, ale też masa śmiechu.
02-11-2013
Następny dzień to wizyta z jaskini pokopalnianej - Rákóczi no może uściślę była kopalnia bo się opłacało, potem mniej się opłacało, aż się przestało opłacać i kopalnia przestała być ;-) ale zostały korytarze... jeden z nich doprowadza do naturalnej jaskini...
Tam byliśmy prowadzeni przez przewodnika - oczywiście nic nie rozumieliśmy - ale jak gasło światło to znaczy, że trzeba iść dalej.
Tutaj też musieliśmy się podzielić na 2 grupy - jedyna jama gdzie nas oprowadzano.
Później pojechaliśmy robić PROBE w dolinie pięknych pań (Dolina Szépasszony) w Egerze
. Proby wyszły dość dobrze - choć znacznie gorzej niż w latach ubiegłych - coraz więcej piwniczek zrobionych w charakterze małych pijalni wina, wcześniej były po prostu małe piwniczki gdzie można było dotknąć beczki z winem - teraz robi się to na zapleczu ...zniknął ten magiczny klimat.
Po powrocie nastąpiła degustacja przywiezionych trunków.
03-11-2013
Niedziela zaczynała się trudnościami - trzeba było wstać - ale kierowniczka Kaja pilnowała żeby nie było opóźnień i weszliśmy do Baradli około 9. Przechodząc przez trasę turystyczną poruszaliśmy się we wnętrzach. Tradycyjne zdjęcie na scenie, potem wzdłuż zakręconego zaworem Styksu i dalej w CIEMNOŚĆ... Doszliśmy do rozgałęzienia i po przebraniu poszliśmy do partii rzodkiewki. A później Sala Tytanów i wyjście... i powrót do kraju...
5848