Speleowczasy 2018
SpeleoWęgry 2018
Kończący się długi weekend przyniósł kolejną odsłonę serialu „never ending story” o podtytule Speleowczasy :) a może SpeleoWęgry…
Tym razem Aggteleki Nemzeti Park przywitał nas zdecydowanie za wysoką temperaturą jak na listopad. Już tradycyjnie mieszkaliśmy w Jósvafő u Gorana w "Syfonach".
Przez ten intensywny weekend można było odwiedzić (w wersji na maxa) 6 jaskiń.
W końcowej sali jaskini Vass Imre
Pierwszego listopada odwiedziliśmy jaskinię Vass Imre, a z racji niedługiego pobytu w tejże jaskini część z nas wybrała się do następnej „jaskini” – term jaskiniowych w Miszkolcu. Wracając mieliśmy zahaczyć o lokalne Tesko – taki był plan, lecz Węgrzy podobnie jak my mają w tym dniu sklepy zamknięte. Część ekipy która została na miejscu przeszła płynnie w stan imprezy. Ja byłem kierowcą w ekipie Miszkolcowej i wróciliśmy dość późno.
Dnia następnego były zaplanowane (i zrealizowane) dwie jaskinie: Almási-zsomboly jak i Meteor. Warto tu nadmienić, że wyjazd był wielopokoleniowym rodzinnym wyjazdem – dwie rodziny grotołazów z naszego klubu przejechały do jaskiń Aggteleku ze swoimi dziećmi. Jaskinia Almási z racji swojego pionowego układu i wymaganego użycia przyrządów była tą jedyną jaskinią niedostępną dla dzieci i osób postronnych. W jaskini Meteor byli już wszyscy chętni: czyli oprócz kursu i działających grotołazów, 2 osoby będące pierwszy raz w takich jamach jak i następne (jeszcze małe) pokolenie grotołazów :) Ostatnie osoby odwiedzające obie jaskinie wróciły na bazę przed północą.
Warto zauważyć ze Węgrzy po raz pierwszy w ostatniej naciekowej sali Meteora wytyczyli przy pomocy wbitych szpilek i repika trasę do zwiedzania...
3 listopada to dwie kolejne jamy Kosssuth i Szabadság. Do Kosshuta poszliśmy wszyscy w dwóch nierównych grupach. W pierwszej poszli mali przyszli grotołazi jak i osoby niezmęczone ciężkim wieczorem. Druga grupa – liczniejsza weszła do jaskini 2 godziny później. Jaskinia ta, jest jaskinią wodną z rozciągniętymi linkami stalowymi tuż pod powierzchnią wody dla umożliwienia łatwego zwiedzania. Na końcu jest syfon do którego – z małą zachęta weszli wszyscy :D
Jak dowiedzieliśmy się później – już popołudniem w lokalnym barze, gdzie także spotkaliśmy węgierskich grotołazów - każdy prawdziwy grotołaz musi się wykąpać w syfonie w Kosshucie!
Część ekipy pojechała do Szabadság poczołgać się rurą do końcowej salki – dowiedziałem się po powrocie ekipy… że jestem „cienias” bo nie byłem w mitycznej salce na końcu rury którą się idzie na czworakach, a w końcowym etapie czołga … a pokolenie młodych grotołazów było. No cóż … skomentować to mogę tak … młodzi grotołazi mają w pełni naładowana bateryjkę jak króliczek z reklamy, oraz lepszy gabaryt do pokonania formacji … jelitowej :)
I dzisiejszego ranka ekipa weszła do Baradli, niestety mnie zaatakowało jakieś paskudztwo nomen omen jelitowe i nie odważyłem się wejść na te kilka godzin do jamy. Wróciłem do Polski z bolącym brzuchem :(
Jak znajdę ten … mityczny zaginiony czas i odpowiednio potnę i posklejam materiał Video… to będzie go można zobaczyć na naszej stronie.
Można się także spodziewać jakiś publikacji w kąciku kursantów – w każdym razie co najmniej 2 osoby z kursu obiecały, że napiszą coś o wyjeździe na Węgry.
Może zostanie także uzupełniona galeria.
5266