Hagen 2020
- z perspektywy świeżaka
W tym roku reprezentacja KKTJ na wyprawie w Hagengebirge liczyła 4 osoby. W jej skład weszli: Joanna Gawęska, Florian Małek, Łukasz Hawran Stankowski oraz Robert Głód.
My, tj. Joanna i Robert, postanowiliśmy pojechać na drugą część wyprawy. Pobudka o pierwszej w nocy w środę 5. sierpnia, wskakujemy do auta, gaz na autostradę i nagle... Minąwszy bramki na A4 musimy zawrócić, zapomnieliśmy ubezpieczenia i dowodu rejestracyjnego samochodu. Jesteśmy w plecy godzinę drogi. Nie przejmujemy się, Corsa mimo, że z silnikiem 1.4, daje radę...
Równo o godz. 12:00 dojeżdżamy na Hinterbrand Parkplatz, oczom nie do końca wierzymy, że rzeczywiście tu przyjechaliśmy i przed nami kilkugodzinne podejście z dwudziestokilogramowymi plecakami. Wrzucamy dobytek na plecy i ruszamy pod delikatną górkę. Na początku szlak wiedzie delikatnymi wzniesieniami, więc daje czas na „aklimatyzację” w nowym miejscu z ciężarem na plecach. Mimo, że idziemy niemal po płaskim, pot po plecach leje się strużkami (to pewnie ten Redbull wypity na czeskich i austriackich autostradach...). Dochodzimy do Prisbergalm, wypijamy wartą swej ceny (2,5 euro) Colę Mix i ruszamy dalej, już bardziej wąską ścieżką, stromiej pod górę.
Po około trzech godzinach docieramy do jeziorka Seeleinsee, przy którym kończy się jasno oznaczony szlak. Wokół mgła, wilgoć, zero ludzi. Zbaczamy ze szlaku, zgodnie ze wskazówkami, które otrzymaliśmy na maila. Trochę czujemy się jak na harcerskiej grze terenowej: „znajdź metalową rurę z wodą”, „trawersuj zbocze aż osiągniesz piarg”, „wspinaj się brzegiem piargu”.
Wspinamy się piargiem w poszukiwaniu przełęczy pozwalającej na przekroczenie granicy niemiecko-austriackiej. Niestety, mgła jest na tyle intensywna, że nie widzimy przejścia w oddali, mijamy zejście na przełęcz i trafiamy pod pionową, skalną ścianę. Szybka analiza mapy, patrzymy na układ poziomic, decydujemy się wrócić kawałek i podejść wyżej, zgodnie z ukształtowaniem terenu pokazanym na mapie. Plan okazuje się dobry, odnajdujemy przejście, za nami już piąta godzina marszu. Strasznie się wleczemy, plecy zaczynają skarżyć się na dźwigany ciężar. Aż nie chce się wierzyć, że za kilka dni pokonamy tę drogę do jeziorka i z powrotem w niecałą godzinę. Oczywiście bez plecaków.
„Teraz już z górki” - myślimy. Staramy się iść według punktów GPS, które zgraliśmy przed wyprawą. Na wschód i z górki. Trafiamy na stado koziorożców, które nie wyraża zainteresowania ustąpieniem nam przejścia. Zbliżając się powoli do jednego z nich, słyszymy ostry, donośny gwizd dochodzący z jego pyska. Decydujemy się jednak ominąć towarzystwo i nadrobić trochę drogi. Po pewnym czasie (dokładnie po sześciu godzinach od wyjścia z parkingu) z mgły wyłania się sznurek obwieszony praniem. Dalej plandeka, kilka namiotów. Spod obszernej plandeki wyłania się postać, która dostrzegłszy nas, woła „Terroristen!”. Wołamy „Cześć!”, bo nie mamy chyba za bardzo sił na jakieś kreatywne odzywki, chcemy pić i zrzucić plecaki z pleców.
Zastaną osobą okazuje się Michał z Warszawy, dba o nas jako o pierwszoroczniaków wzorowo. Ugaszcza nas herbatą, ciastkami i kilkoma wskazówkami odnośnie wyprawowego życia, które nas czekało.
- No dobra, a co takie osoby jak my - czyli będące pierwszy raz w życiu na wyprawie - mają tu do roboty?
- Wybierzcie sobie ulubiony wór - odpowiada z rozbrajającym uśmiechem Michał.
Jak się później okazuje, dźwigania worów nie ma aż tak dużo, jest całkiem sporo do tego chętnych, nikt nie miga się od pracy. Ale o tym później.
W trakcie oczekiwania przygotowujemy posiłek, a raczej otwieramy puszki warzyw, które Michał miesza w woku na gazowym palniku MSR. Po pewnym czasie nadchodzi jedna z ekip wraz z kierownikiem. Jeden z zespołów jest na biwaku w Jaskini Ciekawej, drugi na biwaku wysuniętym.
- Jarek weź to piwo przynieś zanim reszta wróci...
Pijemy zatem po kubku piwka, słuchając rozmów w bazowym namiocie. Na razie dostajemy przydział do Hawrana, który ma już za sobą kilkudniowy biwak w Jaskini Ciekawej. Na jutro planowana jest powierzchniówka. Mamy do sprawdzenia otwór potencjalnej jaskini oraz szukanie nowych tematów do eksploracji.
Po porządnym śniadaniu ruszamy późnym rankiem. Właściwie to niemal w południe. Wczorajsza mgła ma się nijak do dzisiejszej pogody - lampa jak nad morzem. Pędząc po lapiazie pot zalewa mi oczy, Hawran kluczy jakimiś niewidocznymi dla mnie ścieżkami. Wlekę się z tyłu, stopy zaparzają się w butach. Jest chyba z 30 stopni. Dochodzimy do Rozdroża, przerwa! Wciągam dwa batoniki z rzędu, wypijam pół litra wody. Trochę lepiej. Znowu marsz. Docieramy do otworu, który należy sprawdzić. Rozkładamy szpej i jeszcze chwilę poświęcamy na eksplorację okolicy. Udaje się znaleźć perspektywistyczną dziurę, za którą postanawiamy wziąć się dnia kolejnego. Wracamy pod otwór z naszym sprzętem, Hawran przystępuje do poręczowania, my obserwujemy. „Robert, możesz zjechać!” - jadę. Na dnie płytkiej studni wsadzam głowę w kontynuację ciągu, przerzucam kamienie, korytarz się zwęża i kontynuuje zawaliskiem. Nic nie wieje. Decydujemy się znalezisko zaklipić, czyli, że nic z tego nie będzie. Po ponownym spakowaniu ruszamy szukać kolejnego otworu, który został nam powierzony do sprawdzenia. Według GPSa dzieli nas od niego jedynie 300 m. Niestety 300 m bez ścieżki, polegające na kluczeniu przez kosówkę kończy się półtoragodzinnym marszem, kiedy w końcu ok. godziny 18 decydujemy się poddać. Znajdujemy się jakieś 30-80 m od otworu (zależy wg której aplikacji GPS w czyim telefonie…) i nie jesteśmy w stanie go zlokalizować. Wracamy na bazę, gdzie czeka na nas obiad. Zdajemy relację kierownikowi, dostajemy zielone światło na jutrzejszą eksplorację znalezionej dziś dziury.
Kolejnego dnia dołącza do nas Magda, znajoma trasa nie jest już tak wyczerpująca jak wczoraj, w nieco lepszym czasie docieramy pod otwór. Po pewnym czasie udaje się poszerzyć otwór, z którego dość mocno bije zimne powietrze. Najpierw zjeżdża Hawran, okazuje się, że jest to kilkumetrowa studnia, z całkiem okazałą salką na dole. Po chwili dołącza do niego Magda, odnajdują kontynuację w postaci bardzo wąskiej kilkumetrowej studzienki. Jedynie Joanna jest w stanie się tam przecisnąć, więc zjeżdża i eksploruje kolejne coraz bardziej ciasne partie. Kilka metrów czołgania kończy się zwężającym się korytarzem, nad którym wiszą luźno zaklinowane wanty. Ciasnota nie pozwala iść dalej, więc Joanna chce wrócić do głównej salki, jednak otwór którym zjechała, okazuje się nieco zbyt ciasny. Wraca na dół, Hawran w tym czasie używając młotka ułatwia Joannie późniejsze przeciskanie się przez zacisk na linie. Udaje się wyjść, meldujemy rezultat akcji Markowi. Co za sukces, wyeksplorowaliśmy jakieś 15 metrów dziewiczej jaskini!
Po dniu restu nad jeziorkiem, udajemy się eksplorować niesprawdzoną jeszcze przez nikogo studnię, zaraz za końcem pierwszych pionowych ciągów w Jaskini Ciekawej. W składzie Joanna Zdżalik, Joanna Gawęska, Magda Sitarz oraz Robert Głód zjeżdżamy na -150 m, osadzanie punktów i poręczowanie rozpoczyna Joanna Zdżalik. Zjeżdżamy studnią, pokonujemy kilka metrów korytarza i docieramy do wąskiego zejścia, które znów wymaga użycia liny. Po wciśnięciu się w otwór, naszym oczom ukazuje się meander z rozszerzającą się szczeliną w spągu, która otwiera się przed nami kilkunastometrową studnią. Podczas kartowania okazuje się, że studnia ma 11 metrów, jednak z góry wygląda całkiem okazale. Asia osadza punkty, przygotowuje V-kę, jednak nie wystarcza nam już liny, by nią zjechać. Wychodząc z powrotem 150 m obiecuję sobie, że już tu nie wrócę, nie mam siły na tyle przysiadów. Kiedy jednak docieramy wieczorem na bazę i Marek-kierownik pyta mnie czy pójdę jutro kontynuować eksplorację, odpowiadam: „No pewnie!”
Wracamy kolejnego dnia z Florianem Małkiem oraz Rafałem Mateją, zjeżdzamy studnię i za eksplorację kolejnych partii bierze się Florek. Okazuje się, że na dnie nowej studni puszcza i przecisnąwszy się przez ciasny meander, dochodzimy do kolejnej studzienki umożliwiającej nam wejście do obszernej salki o średnicy około trzech metrów. Wraz z Rafałem kartujemy nowe ciągi, Florek wciska się w kolejny meander, ale odpuszcza z racji coraz obfitszych ciasnot. Rafał po zdjęciu uprzęży pokonuje ciasnotę i eksploruje dalszy ciąg meandra - kończący się następną kilkunastometrową studnią. Osadza punkty, poręczuje w V, jednak jest na tyle ciasno, że ani ja ani on po zjechaniu nie bylibyśmy w stanie wejść z powrotem. Następnego dnia dociera tu Florek z Joanną Gawęską oraz Jakubem Grubbą. Joannie udaje się pokonać ciasny zjazd i wyeksplorować poniższą salkę - po rozejrzeniu się odnajduje meander z kolejnymi ciasnotami, który kontynuuje ciąg. Nie wchodzi jednak w niego z racji iż nikt póki co nie jest w stanie do niej dołączyć.
Równocześnie na biwaku wysuniętym działa ekipa, która odkrywa kilka jaskiń z imponującymi formacjami lodowymi. Niektóre długości odkrytych jaskiń sięgają kilkudziesięciu metrów. Zespoły kartują i poręczują kolejne jaskinie.
Niemal codziennie wyrusza także ekipa do jaskini Kitzgraben. Udaje się pokonać kolejne ciasnoty odkrywając następne, okazałe studnie. Wciąż zostaje tam pracy na kolejny rok.
Zbliża się koniec wyprawy, prognozy pogody są fatalne, więc zgodnie z decyzją kierownika zaczynamy zwijanie bazy dzień wcześniej, a następnego dnia (tj. w piątek 14. sierpnia) schodzimy na Hinterbrand Parkplatz. Jedziemy odpocząć do chatki pod Lampo, wieczorem słuchamy opowieści Marka i Dziury o czasach, kiedy zaczynali swoją przygodę z jaskiniami. Dla świeżaków takich jak my, są to bezcenne historie, które już zawsze będziemy wspominać z niemałym wzruszeniem.
Kolejny poranek to już tylko pożegnania, smutek, że trzeba już wracać i pytanie na które nikt nie umie odpowiedzieć - kiedy to tak szybko zleciało i czemu trwało tak krótko?
W wyprawie SGW i SKTJ od 25.07-16.08.2020 udział wzięli: Małgorzata Czeczott (UKA W-wa), Joanna Gawęska (KKTJ), Robert Głód (KKTJ), Jakub Grubba (SKTJ), Michał Humienik (SW), Marta Katafiasz (SKTJ), Piotr Kopera (SKTJ), Ireneusz Królewicz (AKG Kraków), Karol Makowski (SKTJ), Damian Maślakiewcz (SKTJ), Rafał Mateja (SG Wrocław), Florian Małek (KKTJ), Tomasz Olczak (SKTJ), Jarosław Paszkiewicz (SKTJ), Radosław Paternoga (SKTJ), Izabela Przybysz (SKTJ), Tomasz Raczyński (SKTJ), Jakub Saloni (SW), Magdalena Sitarz (ST), Łukasz Stankowski (KKTJ), Marek Wierzbowski (UKA W-wa), Joanna Zdżalik (AKG Kraków).
W czasie wyprawy odkryto ok. 400 m w Jaskini Ciekawej i ponad 450 m podczas działalności powierzchniowej.
Tekst: Robert Głód
Zdjęcia: Joanna Gawęska, Robert Głód
3560